Po raz pierwszy wieś wymieniona w dokumentach wraz z Krecowem w 1526 roku pod nazwą Wybranycze. Obecna nazwa datowana jest na rok 1721 r. W XVI wieku wieś należała do rodu Siemuszowskich, a do drugiej połowy XVII roku do Tomasza Leszczyńskiego.
Brak jest w dokumentach wzmianek o jakichś szczególnych zdarzeniach czy budynkach w tej wsi. W 1921 r. notatki podają, że wieś liczyła 59 domów, 315 mieszkańców, w tym 268 grekokatolików, 40 rzymskokatolików, 7 wyznania mojżeszowego.
Źródła podają, że 1947 r. w akcji „Wisła” wysiedlono stąd 285 osób pochodzenia ukraińskiego, więc wszystkich. Polacy, jak z innych sąsiednich wsi wcześniej uciekli lub zostali przesiedleni do Tyrawy Solnej lub Mrzygłodu.
W 1936 r. nauczyciel miejskiej szkoły zanotował: brak zabytków sztuki architektonicznej i malarskiej, brak organizacji społecznych i oświatowych, pokazała się ropa naftowa – możliwa będzie eksploatacja, próby prac w tym kierunku.
Połączenie z miastami furmankami, drogi bardzo złe. Pole do popisu miała tu jednak UPA, stąd wywodzili się „striłci” – żołnierze.
Nie było to najtragiczniejszy jednak epizod działania band w tej wsi. Sołtysem wsi był niejaki Gbur, Rusin – niepiśmienny.
W prowadzeniu dokumentów pomagał mu Polak, który skończył szkołę podstawową. Był chłodnawy, jesienny wieczór 1944 r. Siedzieli u sołtysa za stołem we trzech. Gbur i jego pomocnik Polak z bratem. Nagle usłyszeli, że ktoś podchodzi pod dom. Łomot w drzwi i głos – otwieraj. – Kto tam? - spytał sołtys. – Swij – padła odpowiedź. Tknięty przeczuciem jeden z Polaków skoczył w drzwi do drugiego pokoju zwanego „wankierzem” i przez okno uciekł w pola. Za nim posypała się seria z karabinu maszynowego. Kule ryły ziemię coraz bliżej. bliżej ostatniej chwili skoczył za wybudowany przez żołnierzy radzieckich polowi piec do pieczenia chleba. Seria umilkła, a uciekający, wychynąwszy zza pieca, poznał w mroku bandytę. Znajomy z sąsiedniego Krecowa. W domu w tym czasie rozgrywała się druga tragiczniejsza scena tego dramatu. Słychać było serie z broni maszynowej – jedna, potem druga. Na odgłos wystrzałów z domów zaczęli wyglądać ludzie. Banda wycofała się. Niepewni czy całość watażków uszła w las, ludzie stali w znacznej odległości od domu sołtysa. Z domu dochodziły ogromne jęki i jakby walenie czymś w podłogę – stukot. Pewnie tam ktoś z bandy zostali i coś rozwala. Po dłuższej chwili odważniejsi zdecydowali się na wejście do domu. Widok był okropny. Polak trafiony w głowę zginął na miejscu – leżał kałuży krwi. Sołtys przecięty serią broni maszynowej od ramienia po pachwinę miał jakby odcięty bok. W przedśmiertelnych konwulsjach uderzał butami w podłogę – stąd to dziwne stukanie.
Banda uciekła – może niedaleko do swoich domów. Zostało dwóch zabitych, w tym jeden to przecież ich człowiek. Co im zawinił, czym się naraził – zastanawiali się ludzie. Czy to polityka, ideologia, nacjonalistyczne zaślepienie, a może zwykły bandytyzm? Zwykłe wyrównywanie porachunków osobistych? Na to pytanie brak odpowiedzi do dzisiaj. Po taj właśnie tragedii większość rodzin polskich zaczęła ostrzeżenia band traktować serio i wyjeżdżać.
Dzisiaj Wola Krecowa to dwie zagrody Gibałów i Tomciów. Dwóch rodzin polskich, które tu wróciły i tu zostały. Nad całym pozostałym terenem zapanował las i teraz Wola Krecowa to tylko domena leśników i raj dla przyjeżdżających grzybiarzy, zbierający jagody, a przede wszystkich myśliwych.
![]() |
maj 2025 | ![]() | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|